Jury w składzie:
prof. dr hab. Michał Januszkiewicz
prof. dr hab. Piotr Müldner-Nieckowski
dr Paweł Nowakowski
dr Jarosław Szarek (przewodniczący)
postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia
w kategorii opowiadanie
I miejsce – honorarium w wysokości 7500 PLN
Kamila Szmigiel za tekst Pierwsza przychodzi otchłań
II miejsce – honorarium w wysokości 5000 PLN
Jacek Maluszkiewicz za tekst Robotnicy
III miejsce – honoraria w wysokości 3300 PLN
ex aequo
Ewa Kondratowicz za tekst Jaga
Marek Strzała za tekst Widziałem Ulissesa
równorzędnie wyróżnienia – honoraria w wysokości 1200 PLN
Marian Nocoń, Przyśpieszone dojrzewanie do prawdy
Mariusz Sambor, Obcy astronom
Hanna Sheridan, Z ludźmi się nie da
Laudacje
Opowiadania Kamili Szmigiel zwracają uwagę nie tylko zwartą i przemyślaną kompozycją, ale i rozmaitymi zabiegami formalnymi, jak „szkatułkowość”, klamra kompozycyjna, przeplot druku (prosty i kursywa), co ma istotne znaczenie dla całości, wreszcie wyraźne intertekstualne nawiązania poszczególnych części za sprawą powtarzających się znacząco postaci i wątków. Autorka posiada szczególny dar budowania zarówno narracji, jak i dialogów, świetnie posługuje się zróżnicowanym językiem, czego dowodem jest kapitalne opowiadanie otwierające – napisane w gwarze śląskiej. To jednak nie wszystko. Autorka nie tylko świetnie radzi sobie z formami literackimi, ale przede wszystkim ma coś ważnego do powiedzenia o świecie. Zaproponowane historie wykraczają poza typową konwencję realistyczną ku temu, co nazwalibyśmy realizmem moralnym: prawdopodobieństwo zdarzeń naznaczone jest przekonaniem, że zdarzenia nie mają charakteru neutralnego, czy obojętnego, ale posiadają określoną aksjologiczną i etyczną tkankę.
Gdy zaczyna się czytać prozę Jacka Maluszkiewicza, pierwszą nasuwającą się refleksją jest ta: czy ktoś dziś jeszcze tak pisze? Po pierwszych zdaniach chciałoby się już znaleźć powód do zaczepki, gdy nagle okazuje się, że literatura, z którą mamy do czynienia – wciąga, intryguje, przykuwa uwagę. Zgoda, jest to proza w duchu dziewiętnastowiecznego realizmu i naturalizmu, ale – dodać trzeba od razu – proza znakomita pod względem językowym. Jej siłą jest gęsty literacki opis, utkany ze zdań wielokrotnie złożonych, wyliczeń, epitetów, zagęszczeń leksykalnych, ale i bardzo udane dialogi. Zarazem kwestie formalne nie są jedyną siłą tej pracy – to historia, którą czyta się naprawdę dobrze.
Wartka narracja i lekkie pióro – oto najbardziej pobieżna charakterystyka prozy Ewy Kondratowicz. Autorka umiejętnie przykuwa uwagę czytelnika i znakomicie buduje napięcie. Wartością tej prozy jest również równowaga pomiędzy narracją, opisem i dialogiem – Autorka sprawnie posługuje się każdym z tych elementów. Nie chodzi jednak tylko o sprawy formalne. Jaga to utwór poruszający kwestie trudne i kontrowersyjne, od których niewolny był ruch Solidarności. Warto zauważyć, że problemy te dochodzą do głosu dzięki zabiegowi formalnemu: dzieje Solidarności ukazywane są z dwóch perspektyw – bliskiej (to znaczy historycznej, dawnej) i oddalonej (z perspektywy czasu późniejszego).
Między Krakowem i Nową Hutą, intelektualnym poszukiwaniem i pragmatyzmem codzienności, Breżniewem z obwoluty i Parnickim w treści, rozciąga się świat ukazany przez Marka Strzałę w opowiadaniu Widziałem Ulissesa. Smakowanie każdej z tych przeplatających się odsłon to jedna z przyjemności zgłębiania tego tekstu. Inną jest aura, tkana pojedynczymi słowami, frazami, krótkimi zdaniami – czuje się ją mimowolnie, skupiając na opowiedzianej historii. Ta zaś ukazuje czytelnikowi zwyczajność tego niezwyczajnego czasu, do którego nie chce się wracać inaczej niż przez lekturę. Groza, której udaje się uciec, solidarność nie zawsze bezinteresowna i pasje, których nie zdoła wymazać totalitarny dekret. Dobrze byłoby zobaczyć „Ulissesa” Strzały nie tylko w krakowskiej księgarni.
w kategorii non-fiction
I miejsce – honorarium w wysokości 7500 PLN
Piotr Jakubiak za wspomnienia Czyny i rozmowy
II miejsce – honoraria w wysokości 5000 PLN
ex aequo
Grzegorz Iwanicki za wspomnienia Solidarność, życie z sensem
Patrycja Pelica za reportaż Świdnickie spacery
III miejsce – honoraria w wysokości 3300 PLN
ex aequo
Stanisław Danielewicz za wspomnienia Tak konała WRONA
Miłosława Malzahn za wspomnienia Białowieża i Solidarność
równorzędnie wyróżnienia – honoraria w wysokości 1200 PLN
Artur Adamski, Weekend konspiratora
Irena Brojek, Nieproszeni goście i tego skutki czyli esbeków trzech
Jan Fornal, Matryce przeszłości
Agnieszka Góra-Stępień, Pochód czerwonych liter
Krystyna Jakubiak, Byłam żoną wichrzyciela
Małgorzata Sochoń, Tato Kazio
Marek Strzała, Solidarucha pospolitego strzępy wspomnień
Władysław Tokarski, Hasło Sierpień 80
Tomasz Topielec, Małośmieszna konspira
Witold Wedecki, Potrzebne zdrowie
Kazimierz Jędrzej Wosiek, Rozmowy
Laudacje
Piotr Jakubiak nadesłał rzecz znakomitą, podaną stylem prostym, ale bogatym językowo i zarazem własnym. Jest to dokument wspomnieniowy, który czyta się jednym tchem. Mocny ślad po nim pozostaje w pamięci na długo.
Opowieść poprowadził od początku, od wczesnego dzieciństwa, od domu rodzinnego i jego wpływu na budujące się zainteresowania otoczeniem najbliższym i dalszym, miastem, krajem, światem, a także wstecz – historią. Młodość autora stopniowo rozwijała swój horyzont w otoczeniu, które sprzyjało refleksji światopoglądowej. Perspektywa dzieciństwa Jakubiaka nie kończyła się na typowych zdarzeniach zabawowych i szkolnych. Było w niej coś więcej. To stopniowo budująca się tożsamość. W czasach szkolnych nastąpił przełom w postawie autora wobec społeczeństwa i państwa. Pewnego dnia 1962 roku w porywie niechęci do sowieckiego zaborcy zerwał czerwoną flagę w auli Liceum Hetmana Zamoyskiego w Zamościu. Przeżył wstrząs. Dziś komentuje to następująco:
„Po czterdziestu latach zrozumiałem, że ten epizodzik był ważniejszy, niż nawet myślała ubecja. Zdałem sobie sprawę, że ściana, z której zrywałem rosyjską flagę, to była ściana Akademii Zamojskiej, o którą zaledwie siedemnaście lat wcześniej rozbijał pepeszę „Podkowa”, zrywając w ten sposób krótkotrwałe współdziałanie z Rosją i odchodząc ze swoim pułkiem do lasu. Ja o tym w roku 1962 jeszcze nie wiedziałem […]. Był to moment związania się na zawsze ze stroną przeciwną. Bezpieka bowiem czuwała. Zanotowała i miała to w papierach”.
Autor prowadzi swoją narrację momentami niczym wypadki z sensacyjnego filmu, które jednak nie służą rozrywce. Mają moc argumentacji i ilustracji przemocy, dominacji uzasadnionej jedynie mechanizmami i siłą władzy narzuconej, niechcianej. Władzy obcej. Dotkliwego braku suwerenności. Niemożności mówienia i pisania tego, co się myśli, czego pragnie, co się podoba, a co nie. Za rządów tej władzy było to niemożliwe. Wobec oporu podporządkowanego sobie narodu używała drastycznych metod systemu niewoli z wprowadzeniem stanu wojennego włącznie. Zapełniała więzienia nieposłusznymi, łamała kariery, niszczyła więzi rodzinne, a nawet skazywała na banicję lub wręcz pozbawiała życia, mordowała.
Utwór Piotra Jakubiaka dzięki swobodnej, dobrze dobranej narracji wciąga niczym proza artystyczna oparta na relacjonującej rzeczywistość fikcji. Dzięki rozległej erudycji autora zdarzenia nabierają życia i zarazem niosą wiedzę właściwie o całym okresie bezpośredniego panowania Rosji Sowieckiej nad Polską. Są także niekończącą się przestrogą, dowodem na to, jakim złem jest poddawanie się obcej przemocy, zgoda na nią, schylenie głowy.
Nawet w latach osiemdziesiątych, kiedy system komunistyczny dogorywał, działy się rzeczy straszne i nic nie zwiastowało, że to się kiedyś skończy. Tekst nagle się urywa, bo jeszcze nie wiadomo, co będzie dalej…
Dzięki utworowi Piotra Jakubiaka niejeden lepiej zrozumie, na jakiej zasadzie dzieje obcej przemocy na naszych ziemiach wiążą się także z czasem dzisiejszym.
prof. dr hab. Piotr Müldner-Nieckowski
Znakomita proza wspomnieniowa i bardzo ciekawy pomysł. Narracja pierwszoosobowa zwarta, gęsta i skupiona, prowadzona jest z perspektywy człowieka zrazu niezaangażowanego, który przemienia się w aktywnego uczestnika zdarzeń. Narracja Grzegorza Iwanickiego wpisuje się znakomicie w nurt prozy reportażowej, przy czym nie jest to reportaż typu dziennikarskiego, ale literackiego. Na przemian przeplatają się ważne momenty, „fakty”, daty z wydarzeniami osobistymi. Wzmożonej obserwacji towarzyszy zarazem namysł i próba interpretacji tego, co się dzieje. Świetne świadectwo historyczne, ale i przykład dobrej literatury.
W stanie wojennym tysiące mieszkańców Świdnika, jednego z miast, w którym latem 1980 roku rodziła się „Solidarność”, wyszło na ulice, aby codziennie w godzinie nadawania dziennika telewizyjnego protestować przeciwko komunistycznym kłamstwom głoszonym w jedynej nadającej wtedy telewizji. Po prawie czterech dekadach spacerujemy ulicami Świdnika. Wtedy uczestnicy protestów szli, milcząc, wywołując wściekłość milicji i bezpieki. Dzisiaj, w reportażu Patrycji Pelicy, dzielą się swymi emocjami sprzed lat… i uczuciami, z których zrodziły się nawet małżeństwa. „Świdnickie spacery” 1982 roku, choć stanowią trwały element lokalnej tożsamości, wpisujący się w opór przeciwko komunistycznej juncie, wyrastają z uniwersalnego przesłania: „Kiedy chodzi o wolność, zawsze jest warto”.
Żaden groźny system nie lubi, gdy robi się z niego żarty. A kiedy ich trafność i pomysłowość rozbudza ludzką wyobraźnię, stają się obiektem zwalczania przez służby i władze. Absurdy, do jakich może prowadzić taka zapalczywość, w lekki sposób przedstawił człowiek, których ich doświadczył – Stanisław Danielewicz. Autor felietonu muzycznego, za którego sprytną konstrukcję przesiedział kilka miesięcy w areszcie, po latach przynosi szczegółową opowieść o batalii, jaką stoczył z odnogami – redakcyjną, więzienną i sądową – systemu, któremu patronowała złowroga WRONa. Dużym walorem tej historii są świadectwa w postaci zachowanych dokumentów, z których oskarżycielsko przemawiają nonsensy, na jakich zbudowana była tamta rzeczywistość. A Danielewicz walczy z nimi dalej tą samą bronią, którą rozpoczął batalię. Wygrywa, choć nie bez strat – tę historię trzeba koniecznie poznać w jej jaśniejszych i ciemniejszych wymiarach.
Miłosława Malzahn w 1980 roku miała 9 lat. O „Solidarności” w Białowieży opowiada na podstawie wspomnień starszej części rodziny, przytacza opinie i informacje zasięgane u matki i ojca, sama co najwyżej komentuje i objaśnia. Zróżnicowana etnicznie i narodowościowo wieś, zlokalizowana z dala od miasta, była swoistym konglomeratem inteligencji i niezaangażowanej ludności wiejskiej. Mieszkali i pracowali tam mało znani, ale biegli w swej pracy naukowcy z dziedzin przyrodniczych. Wieści polityczne docierały do nich z pewnym opóźnieniem. Organizowano spotkania towarzyskie, na których rozprawiano na tematy polityczne. Więcej jednak można było się dowiedzieć w czasie konferencji w dużych ośrodkach, takich jak Białystok, gdzie opozycja antykomunistyczna kolportowała ulotki ,i podziemne gazetki. Informacje o narastającej fali protestu polityczno-społecznego były w Białowieży odbierane tyleż z ciekawością, co z niepokojem. Przynależność do „Solidarności” uważano za obowiązek jakich wiele, nie budziła większych emocji: „Myśmy się tego i trochę bali, ale nie za bardzo”, cytuje autorka czyjąś dawną wypowiedź. Konspiracji nie było, ale i strajków też nie, bo w jaki sposób mógłby zastrajkować naukowiec? Ponadto, cytuje autorka czyjeś zwierzenie, „ciągle był ten podział na «swoich» i «obcych», którzy chcą zmieniać świat”. Wspomnienia Miłosławy Malzahn są niewielkim, ale istotnym przyczynkiem do historii Solidarności, świadectwem, że ten niezależny od władzy związek zawodowy miał oparcie głównie w znaczących gospodarczo miejskich zakładach pracy. Gdzie indziej odgrywał rolę bardziej społeczną niż polityczną, a niekiedy, mimo powszechności, był wręcz zjawiskiem ubocznym, niejako obowiązkową reakcją na bodźce dochodzące z daleka.