https://sklep.instytutliteratury.eu/userdata/public/gfx/676/polkowski_ruszar.png

Wierzę, tak jak Platon, że poeci, którzy dostali dar od Boga, mają możliwość doświadczania świata głębiej i wyrażenia tego słowami. I Jan Polkowski należy do tego rzadkiego grona szczęśliwców, którzy otrzymali ten dar – mówi dr hab. Józef Maria Ruszar, autor książki „Na ziemi i w niebie. Szkice o ziemskiej i niebieskiej ojczyźnie Jana Polkowskiego”, która ukazała się w serii Biblioteka Krytyki Literackiej Kwartalnika „Nowy Napis”, wydawanej przez Instytut Literatury.

 

Co takiego fascynuje cię w utworach Jana Polkowskiego, że od wielu lat badasz twórczość pisarza, a teraz zdecydowałeś się napisać książkę o jego poezji?

Zacznę od wyznania. Czytam mało powieści, gdyż większość z nich mnie nudzi. Natomiast należę do takich dziwacznych osób, które na co dzień obcują z poezją. Dzień bez jednego przeczytanego wiersza uważam za stracony. Do utworów, po które od lat sięgam, należą wiersze Jana Polkowskiego. Są dla mnie ważne, ponieważ biorą się za bary ze światem i stawiają podstawowe pytania, dotyczące naszej egzystencji. Wierzę, tak jak Platon, że poeci, którzy dostali dar od Boga, mają możliwość doświadczania świata głębiej i wyrażenia tego słowami. I Jan Polkowski należy do tego rzadkiego grona szczęśliwców, którzy otrzymali ten dar. A nawet więcej, gdyż talent pozwala mu pisać wiersze o podłożu intelektualnym. I to mnie w nich fascynuje.

Czy to nie jest trochę tak, że jest ci on bliski, bo łączy was doświadczenie pokoleniowe?

Może trochę tak, ale z drugiej strony takie doświadczenie nie łączy mnie ani z Czesławem Miłoszem, ani Zbigniewem Herbertem, a po ich poezję sięgam równie często. Przed wybuchem pandemii prowadziłem spotkanie autorskie Adama Zagajewskiego. Przygotowując się, wyciągnąłem z półki jego tomiki, pochodzące z lat 70. i zwróciłem uwagę na to, że poszczególne wiersze opisują czas, kiedy byłem studentem i opozycjonistą. Z tego wniosek jest prosty – ta poezja towarzyszyła mojemu życiu i z tego powodu wiele wierszy jest mi bliskich osobiście. Podobnie jest z Jankiem Polkowskim. I nie chodzi tu o to, że jestem historykiem literatury i jako zawodowiec potrafię zinterpretować niemal każdy wiersz. Jego utwory znaczą dla mnie coś więcej niż dla innych ludzi, choćby przez konteksty związane z ich powstaniem, konteksty historyczne nakładające się na moją biografię.

Dodajmy, że to biografia młodego człowieka przeciwstawiającego się w latach 70. ustrojowi i zakładającego Studencki Komitet Solidarności.

Tak, razem z Jankiem nie zgadzaliśmy się z tym, co się działo w komunistycznym świecie, w którym dorastaliśmy. Obydwaj działaliśmy w opozycji. Jego bunt jako poety przejawiał się tym, że do końca PRL-u konsekwentnie nie uczestniczył w oficjalnym życiu literackim, nie chcąc poddawać się cenzurze. Książki wydawał tylko w podziemnych oficynach. Mimo tego były doceniane przez szerokie grono czytelników.

Jakie one robiły na tobie wrażenie?

Wtedy czytałem jego wiersze jak literaturę współczesną, opowiadającą o mnie i moich czasach. Czytałem je z pozycji człowieka, który doświadcza życia w komunistycznym kraju. Nie jestem z pokolenia tych, dla których stan wojenny kojarzy się z brakiem emisji „Teleranka”. Tego dnia siedziałem w więźniarce, która wiozła mnie do miejsca internowania. Dlatego to było całkiem naturalne, że nawiązujące do tych wydarzeń wiersze robiły wówczas na mnie wielkie wrażenie i robią je zresztą do dziś, choć po kilkudziesięciu latach czytam je zupełnie inaczej. Jestem starszy, mam więcej doświadczenia i żyję w zupełnie innym świecie, a na dodatek sięgam po nie już z innej pozycji – jako badacz literatury.

W swoich szkicach o poezji Jana Polkowskiego podkreślasz, jak ważne są dla niego miejsca, z którymi jest związany. Czy rzeczywiście bez nich nie potrafiłby tworzyć?

Odpowiedzią na to pytanie jest historia, którą przywołuję w mojej książce. Otóż podczas jednej z Nocy Poezji w Krakowie odbyło się spotkanie, w którym wzięli udział Jan Polkowski i Ryszard Krynicki. Mieli przeczytać swoje wiersze, a także przedstawić wiersze innych poetów, przy okazji je komentując. W pewnym momencie Janek pozwolił sobie na komentarz dotyczący wierszy Wisławy Szymborskiej. Zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, że poetka, która prawie całe dorosłe życie spędziła w Krakowie, nie napisała o swoim mieście ani jednego wiersza. Wtedy Krynicki stanął w jej obronie i zaatakował Janka, twierdząc, że na tym polega uniwersalizm poezji. Zaczęli się spierać, a trzeba wiedzieć, że poeci to nie są sympatyczni ludzie. Jak dochodzi do dyskusji na temat poezji, to potrafią przejechać adwersarzowi przysłowiową żyletką po oczach. W tym swoim sporze nie wzięli jednak pod uwagę faktu, że jedni poeci ciągną soki z gleby, w której są zakorzenieni, czego przykładem był Czesław Miłosz, który przez całe życie pisał o Litwie, a inni zupełnie nie identyfikują się z taką postawą. Janek Polkowski należy do tych pierwszych, o czym wie każdy czytelnik jego utworów.

Dla Polkowskiego taką glebą jest Nowa Huta, w której spędził dzieciństwo i młodość. Czy on tę niełatwą, jak wiadomo, dzielnicę Krakowa idealizuje w swoich wierszach?

Trudno idealizować Nową Hutę z czasów jego dzieciństwa. Dzisiaj można by było już to robić, bo jest ona zupełnie innym miejscem. To są wielkie przestrzenie, jeszcze nie tak zatłoczone jak pozostałe dzielnice Krakowa, z szerokimi alejami, dużą ilością drzew. Teraz przyjemnie się tam mieszka i na dodatek nic nie pyli, bo już nie ma kombinatu. Za czasów młodości Polkowskiego było zupełnie inaczej. To był jeden wielki plac budowy, pokryty błotem, w którym brodzili ludzie, którzy przybyli tu z całej Polski, by ciężko pracować. Opuścili swoje wsie, małe miasteczka i tak naprawdę nigdzie nie byli zakorzenieni. Na dodatek w PRL-u, państwie robotniczo-chłopskim, tak zwanych roboli władza miała w pogardzie. I właśnie w takim środowisku wyrósł poeta, który całym sobą, całą swoja skórą doświadczał życia w tym miejscu. I to nie krótkiego życia, bo mieszkał tam jeszcze na studiach. Dopiero jak się ożenił, przeprowadził się do Krakowa. To miejsce siedziało w nim tak mocno, że, gdy w wieku dwudziestu paru lat zaczął pisać wiersze, poświęcał je dzielnicy swojego dzieciństwa.

Tak jak wiersz „Poemat dla dorosłych”.

Był on odpowiedzią na „Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka z 1956 roku. Ważyk, który był aparatczykiem, wyznaczającym kierunki socjalistycznej twórczości, w swoim utworze ośmielił się pokazać straszliwe warunki pracy robotników w Nowej Hucie. Ale równocześnie wyrażał w nim nieprawdopodobną dla nich pogardę, zupełne niezrozumienie ich losu. Polkowski postanowił napisać utwór o takim samym tytule, dedykując go swoim rodzicom, pracującym miejscu, którym tak gardził Ważyk. Pokazał, jak ci ludzie byli zmęczeni, stłamszeni, jak życie dawało im w kość i jak próbowano ich egzystencję sprowadzić do roli zwierząt pociągowych. Wydostać się z tego jarzma pomagał im tylko kościół, który wprowadzał ich w obszar kultury śródziemnomorskiej. Oni wówczas chodzili na msze, które były odprawiane po łacinie. Ta coniedzielna liturgia wynosiła tych ludzi kilka pięter wyżej, oddawała im godność. Dzięki kościołowi zaczęli podnosić głowy. Dla Polkowskiego Nowa Huta stała się szybko symbolem buntu przeciwko komunizmowi, choć paradoksalnie miała być sztandarowym dziełem systemu. Jego wiersze z lat 70. i początku 80. to są przede wszystkim wiersze antykomunistyczne, czerpiące z siły robotniczego protestu.

Już jako mały chłopiec, siedząc w oknie oglądał protesty robotników stających w 1960 roku w obronie krzyża. Widział, jak władza brutalnie rozpędza demonstrantów. Jak to na niego wpłynęło?

Rzeczywiście, wydarzenia te znajdziemy w jednym z wierszy, w którym opisuje, jak władza pałuje robotników i zagania ich do tzw. „bud”. Nawiązuje też do tego w utworze „O Nowej to Hucie piosenka”, dedykowanym pamięci Bogdana Włosika, 20-latka zastrzelonego podczas demonstracji 13 października 1982 roku.

Jednak choć cieniem na dzieciństwie i młodości poety kładą się tragiczne wydarzenia, to po latach zdarza mu się ten czas wspominać z nostalgią, jak w wierszu „60 lat temu”.

To wyjątkowy utwór, poświęcony Grażynce, dziewczynce, w której podkochiwał się przyszły poeta. Ona miała wtedy 7 lat, a on był o pół roku starszy. To jest bardzo wzruszający wiersz, z którym wielu czytelników może się utożsamić, bo przecież każdy przeżywał swoją pierwszą, dziecięcą miłość, każdy chłopiec miał swoją Grażynkę, a dziewczynka swojego Janka. Te niewinne uczucia później znikają w mrokach pamięci i dopiero na stare lata człowiek sobie je przypomina. Ten wiersz też mówi o tym, że nasze życie, to były nieustanne wybory, których musieliśmy dokonywać, raz bardziej świadome, a raz mniej. To jest taka opowieść o ogrodzie rozwidlających się ścieżek życia, która daje czytelnikowi pole do uruchomienia wyobraźni.

Ten wiersz powstał w Tymowej, trzecim po Nowej Hucie i Krakowie miejscu na ziemi poety. Jak przeprowadzka na wieś przełożyła się na jego twórczość?

On nie tyle mieszka na wsi, co w chacie za wsią, na skraju lasu. To jest absolutny koniec świata. Kiedy w 1983 roku otrzymał bardzo prestiżową nagrodę Fundacji im. Kościelskich, przyznawaną poetom na emigracji, mógł za dolary, które w ówczesnej Polsce miały wartość mityczną, kupić sobie gospodarstwo rolne. W jego skład wchodzi kawałek lasu i spore obejście. Na początku z żoną i czwórką dzieci przyjeżdżał tam na weekendy czy wakacje. Wtedy Tymowa była dla niego miejscem ucieczki przed hałasem wielkiego miasta. Potem Polkowscy się tam na stałe przeprowadzili. Nastąpiła wówczas erupcja twórczości pisarza, niemal co roku wydawał tomik wierszy. Samotność dała mu możliwość skupienia się na poezji, ale też prozie, bo wydał tom opowiadań i prowadzony tam dziennik, a obecnie oddał do druku nową powieść.

Dodajmy, że po długim milczeniu. Sam piszesz, że gdy nastała wolna Polska, Polkowski zawiesił działalność literacką na 20 lat, zajmując się odbudową kraju. Był rzecznikiem prasowym rządu Jana Olszewskiego, redaktorem naczelnym krakowskiego „Czasu”…

Tak było rzeczywiście. Jednak teraz kontakt z przyrodą, rozmowy z drzewami, psami, kotami i z samym sobą sprawiły, że znowu zajął się literaturą. Tymowa  dała mu także szansę na przebywanie sam na sam z Bogiem.

Czy po wyprowadzce z miasta zaczęły się w głowie poety rodzić wiersze religijne?

One zawsze pojawiały się w jego twórczości. Zauważono to dość szybko. Gdy zaczynał pod koniec lat 70., jego talent został odkryty przez starszych kolegów z pokolenia Nowej Fali – Adama Zagajewskiego, Juliana Kornhausera czy Stanisława Barańczaka. Oni bardzo szybko powitali go na parnasie. Zauważyli go także krytycy literaccy Tadeusz Nyczek i Jan Błoński. Wszyscy zwrócili uwagę, że znaczna część wierszy Polkowskiego jest związana z aktualną sytuacją, ale ma też wymiar religijny.

Tymowa jest miejscem, gdzie poeta ma doskonałe warunki do tego, by rozwijać się duchowo. Czy dzięki temu jego twórczość nabiera jeszcze większego ciężaru religijnego?

Tak, choć jego wiersze z reguły rodziły się i rodzą falami. W bardzo wczesnych utworach, na przykład tych znajdujących się w tomiku „To nie jest poezja” można znaleźć kilka wierszy, w których istnieje element religijny, choć czasem znajduje się on nieco w tle. W tomie „Ogień”, wydanym w stanie wojennym, są utwory więzienne, które mają jeszcze cięższy kaliber religijny. Powstały w Tymowej tom „Gorzka godzina”, namysł poety nad światem, próba podsumowania swojego życia sprawiają, że religijność tych wierszy uderza czytelnika z jeszcze większą siłą. Interpretuję je  w mojej książce i pokazuję ich metafizyczne podłoże.

Czy znalazły się one w antologii utworów Jana Polkowskiego, którą dołączasz do tomu „Na ziemi i w niebie”?

Tak, są one wśród utworów związanych z miejscami bliskimi poecie, a także wśród wierszy kresowych i wierszy związanych z najnowszą historią Polski.

 

 

Co takiego fascynuje cię w utworach Jana Polkowskiego, że od wielu lat badasz twórczość pisarza, a teraz zdecydowałeś się napisać książkę o jego poezji?

Zacznę od wyznania. Czytam mało powieści, gdyż większość z nich mnie nudzi. Natomiast należę do takich dziwacznych osób, które na co dzień obcują z poezją. Dzień bez jednego przeczytanego wiersza uważam za stracony. Do utworów, po które od lat sięgam, należą wiersze Jana Polkowskiego. Są dla mnie ważne, ponieważ biorą się za bary ze światem i stawiają podstawowe pytania, dotyczące naszej egzystencji. Wierzę, tak jak Platon, że poeci, którzy dostali dar od Boga, mają możliwość doświadczania świata głębiej i wyrażenia tego słowami. I Jan Polkowski należy do tego rzadkiego grona szczęśliwców, którzy otrzymali ten dar. A nawet więcej, gdyż talent pozwala mu pisać wiersze o podłożu intelektualnym. I to mnie w nich fascynuje.

Czy to nie jest trochę tak, że jest ci on bliski, bo łączy was doświadczenie pokoleniowe?

Może trochę tak, ale z drugiej strony takie doświadczenie nie łączy mnie ani z Czesławem Miłoszem, ani Zbigniewem Herbertem, a po ich poezję sięgam równie często. Przed wybuchem pandemii prowadziłem spotkanie autorskie Adama Zagajewskiego. Przygotowując się, wyciągnąłem z półki jego tomiki, pochodzące z lat 70. i zwróciłem uwagę na to, że poszczególne wiersze opisują czas, kiedy byłem studentem i opozycjonistą. Z tego wniosek jest prosty – ta poezja towarzyszyła mojemu życiu i z tego powodu wiele wierszy jest mi bliskich osobiście. Podobnie jest z Jankiem Polkowskim. I nie chodzi tu o to, że jestem historykiem literatury i jako zawodowiec potrafię zinterpretować niemal każdy wiersz. Jego utwory znaczą dla mnie coś więcej niż dla innych ludzi, choćby przez konteksty związane z ich powstaniem, konteksty historyczne nakładające się na moją biografię.

Dodajmy, że to biografia młodego człowieka przeciwstawiającego się w latach 70. ustrojowi i zakładającego Studencki Komitet Solidarności.

Tak, razem z Jankiem nie zgadzaliśmy się z tym, co się działo w komunistycznym świecie, w którym dorastaliśmy. Obydwaj działaliśmy w opozycji. Jego bunt jako poety przejawiał się tym, że do końca PRL-u konsekwentnie nie uczestniczył w oficjalnym życiu literackim, nie chcąc poddawać się cenzurze. Książki wydawał tylko w podziemnych oficynach. Mimo tego były doceniane przez szerokie grono czytelników.

Jakie one robiły na tobie wrażenie?

Wtedy czytałem jego wiersze jak literaturę współczesną, opowiadającą o mnie i moich czasach. Czytałem je z pozycji człowieka, który doświadcza życia w komunistycznym kraju. Nie jestem z pokolenia tych, dla których stan wojenny kojarzy się z brakiem emisji „Teleranka”. Tego dnia siedziałem w więźniarce, która wiozła mnie do miejsca internowania. Dlatego to było całkiem naturalne, że nawiązujące do tych wydarzeń wiersze robiły wówczas na mnie wielkie wrażenie i robią je zresztą do dziś, choć po kilkudziesięciu latach czytam je zupełnie inaczej. Jestem starszy, mam więcej doświadczenia i żyję w zupełnie innym świecie, a na dodatek sięgam po nie już z innej pozycji – jako badacz literatury.

W swoich szkicach o poezji Jana Polkowskiego podkreślasz, jak ważne są dla niego miejsca, z którymi jest związany. Czy rzeczywiście bez nich nie potrafiłby tworzyć?

Odpowiedzią na to pytanie jest historia, którą przywołuję w mojej książce. Otóż podczas jednej z Nocy Poezji w Krakowie odbyło się spotkanie, w którym wzięli udział Jan Polkowski i Ryszard Krynicki. Mieli przeczytać swoje wiersze, a także przedstawić wiersze innych poetów, przy okazji je komentując. W pewnym momencie Janek pozwolił sobie na komentarz dotyczący wierszy Wisławy Szymborskiej. Zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, że poetka, która prawie całe dorosłe życie spędziła w Krakowie, nie napisała o swoim mieście ani jednego wiersza. Wtedy Krynicki stanął w jej obronie i zaatakował Janka, twierdząc, że na tym polega uniwersalizm poezji. Zaczęli się spierać, a trzeba wiedzieć, że poeci to nie są sympatyczni ludzie. Jak dochodzi do dyskusji na temat poezji, to potrafią przejechać adwersarzowi przysłowiową żyletką po oczach. W tym swoim sporze nie wzięli jednak pod uwagę faktu, że jedni poeci ciągną soki z gleby, w której są zakorzenieni, czego przykładem był Czesław Miłosz, który przez całe życie pisał o Litwie, a inni zupełnie nie identyfikują się z taką postawą. Janek Polkowski należy do tych pierwszych, o czym wie każdy czytelnik jego utworów.

Dla Polkowskiego taką glebą jest Nowa Huta, w której spędził dzieciństwo i młodość. Czy on tę niełatwą, jak wiadomo, dzielnicę Krakowa idealizuje w swoich wierszach?

Trudno idealizować Nową Hutę z czasów jego dzieciństwa. Dzisiaj można by było już to robić, bo jest ona zupełnie innym miejscem. To są wielkie przestrzenie, jeszcze nie tak zatłoczone jak pozostałe dzielnice Krakowa, z szerokimi alejami, dużą ilością drzew. Teraz przyjemnie się tam mieszka i na dodatek nic nie pyli, bo już nie ma kombinatu. Za czasów młodości Polkowskiego było zupełnie inaczej. To był jeden wielki plac budowy, pokryty błotem, w którym brodzili ludzie, którzy przybyli tu z całej Polski, by ciężko pracować. Opuścili swoje wsie, małe miasteczka i tak naprawdę nigdzie nie byli zakorzenieni. Na dodatek w PRL-u, państwie robotniczo-chłopskim, tak zwanych roboli władza miała w pogardzie. I właśnie w takim środowisku wyrósł poeta, który całym sobą, całą swoja skórą doświadczał życia w tym miejscu. I to nie krótkiego życia, bo mieszkał tam jeszcze na studiach. Dopiero jak się ożenił, przeprowadził się do Krakowa. To miejsce siedziało w nim tak mocno, że, gdy w wieku dwudziestu paru lat zaczął pisać wiersze, poświęcał je dzielnicy swojego dzieciństwa.

Tak jak wiersz „Poemat dla dorosłych”.

Był on odpowiedzią na „Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka z 1956 roku. Ważyk, który był aparatczykiem, wyznaczającym kierunki socjalistycznej twórczości, w swoim utworze ośmielił się pokazać straszliwe warunki pracy robotników w Nowej Hucie. Ale równocześnie wyrażał w nim nieprawdopodobną dla nich pogardę, zupełne niezrozumienie ich losu. Polkowski postanowił napisać utwór o takim samym tytule, dedykując go swoim rodzicom, pracującym miejscu, którym tak gardził Ważyk. Pokazał, jak ci ludzie byli zmęczeni, stłamszeni, jak życie dawało im w kość i jak próbowano ich egzystencję sprowadzić do roli zwierząt pociągowych. Wydostać się z tego jarzma pomagał im tylko kościół, który wprowadzał ich w obszar kultury śródziemnomorskiej. Oni wówczas chodzili na msze, które były odprawiane po łacinie. Ta coniedzielna liturgia wynosiła tych ludzi kilka pięter wyżej, oddawała im godność. Dzięki kościołowi zaczęli podnosić głowy. Dla Polkowskiego Nowa Huta stała się szybko symbolem buntu przeciwko komunizmowi, choć paradoksalnie miała być sztandarowym dziełem systemu. Jego wiersze z lat 70. i początku 80. to są przede wszystkim wiersze antykomunistyczne, czerpiące z siły robotniczego protestu.

Już jako mały chłopiec, siedząc w oknie oglądał protesty robotników stających w 1960 roku w obronie krzyża. Widział, jak władza brutalnie rozpędza demonstrantów. Jak to na niego wpłynęło?

Rzeczywiście, wydarzenia te znajdziemy w jednym z wierszy, w którym opisuje, jak władza pałuje robotników i zagania ich do tzw. „bud”. Nawiązuje też do tego w utworze „O Nowej to Hucie piosenka”, dedykowanym pamięci Bogdana Włosika, 20-latka zastrzelonego podczas demonstracji 13 października 1982 roku.

Jednak choć cieniem na dzieciństwie i młodości poety kładą się tragiczne wydarzenia, to po latach zdarza mu się ten czas wspominać z nostalgią, jak w wierszu „60 lat temu”.

To wyjątkowy utwór, poświęcony Grażynce, dziewczynce, w której podkochiwał się przyszły poeta. Ona miała wtedy 7 lat, a on był o pół roku starszy. To jest bardzo wzruszający wiersz, z którym wielu czytelników może się utożsamić, bo przecież każdy przeżywał swoją pierwszą, dziecięcą miłość, każdy chłopiec miał swoją Grażynkę, a dziewczynka swojego Janka. Te niewinne uczucia później znikają w mrokach pamięci i dopiero na stare lata człowiek sobie je przypomina. Ten wiersz też mówi o tym, że nasze życie, to były nieustanne wybory, których musieliśmy dokonywać, raz bardziej świadome, a raz mniej. To jest taka opowieść o ogrodzie rozwidlających się ścieżek życia, która daje czytelnikowi pole do uruchomienia wyobraźni.

Ten wiersz powstał w Tymowej, trzecim po Nowej Hucie i Krakowie miejscu na ziemi poety. Jak przeprowadzka na wieś przełożyła się na jego twórczość?

On nie tyle mieszka na wsi, co w chacie za wsią, na skraju lasu. To jest absolutny koniec świata. Kiedy w 1983 roku otrzymał bardzo prestiżową nagrodę Fundacji im. Kościelskich, przyznawaną poetom na emigracji, mógł za dolary, które w ówczesnej Polsce miały wartość mityczną, kupić sobie gospodarstwo rolne. W jego skład wchodzi kawałek lasu i spore obejście. Na początku z żoną i czwórką dzieci przyjeżdżał tam na weekendy czy wakacje. Wtedy Tymowa była dla niego miejscem ucieczki przed hałasem wielkiego miasta. Potem Polkowscy się tam na stałe przeprowadzili. Nastąpiła wówczas erupcja twórczości pisarza, niemal co roku wydawał tomik wierszy. Samotność dała mu możliwość skupienia się na poezji, ale też prozie, bo wydał tom opowiadań i prowadzony tam dziennik, a obecnie oddał do druku nową powieść.

Dodajmy, że po długim milczeniu. Sam piszesz, że gdy nastała wolna Polska, Polkowski zawiesił działalność literacką na 20 lat, zajmując się odbudową kraju. Był rzecznikiem prasowym rządu Jana Olszewskiego, redaktorem naczelnym krakowskiego „Czasu”…

Tak było rzeczywiście. Jednak teraz kontakt z przyrodą, rozmowy z drzewami, psami, kotami i z samym sobą sprawiły, że znowu zajął się literaturą. Tymowa  dała mu także szansę na przebywanie sam na sam z Bogiem.

Czy po wyprowadzce z miasta zaczęły się w głowie poety rodzić wiersze religijne?

One zawsze pojawiały się w jego twórczości. Zauważono to dość szybko. Gdy zaczynał pod koniec lat 70., jego talent został odkryty przez starszych kolegów z pokolenia Nowej Fali – Adama Zagajewskiego, Juliana Kornhausera czy Stanisława Barańczaka. Oni bardzo szybko powitali go na parnasie. Zauważyli go także krytycy literaccy Tadeusz Nyczek i Jan Błoński. Wszyscy zwrócili uwagę, że znaczna część wierszy Polkowskiego jest związana z aktualną sytuacją, ale ma też wymiar religijny.

Tymowa jest miejscem, gdzie poeta ma doskonałe warunki do tego, by rozwijać się duchowo. Czy dzięki temu jego twórczość nabiera jeszcze większego ciężaru religijnego?

Tak, choć jego wiersze z reguły rodziły się i rodzą falami. W bardzo wczesnych utworach, na przykład tych znajdujących się w tomiku „To nie jest poezja” można znaleźć kilka wierszy, w których istnieje element religijny, choć czasem znajduje się on nieco w tle. W tomie „Ogień”, wydanym w stanie wojennym, są utwory więzienne, które mają jeszcze cięższy kaliber religijny. Powstały w Tymowej tom „Gorzka godzina”, namysł poety nad światem, próba podsumowania swojego życia sprawiają, że religijność tych wierszy uderza czytelnika z jeszcze większą siłą. Interpretuję je  w mojej książce i pokazuję ich metafizyczne podłoże.

Czy znalazły się one w antologii utworów Jana Polkowskiego, którą dołączasz do tomu „Na ziemi i w niebie”?

Tak, są one wśród utworów związanych z miejscami bliskimi poecie, a także wśród wierszy kresowych i wierszy związanych z najnowszą historią Polski.

 

 

Rozmawiała Eliza Tropke.