W najbliższej przyszłości skupimy się na wydawaniu przekładów naszych dzieł w sąsiednich krajach. I to dzieł współczesnych, które za granicą będą promować sami autorzy. Dzięki nawiązanym już licznym kontaktom, zwłaszcza w Europie Wschodniej, będzie możliwe organizowanie ożywionej wymiany literackiej, łącznie z festiwalem środkowoeuropejskim, do którego organizacji Instytut chętnie się przymierzy. O tym, jak to jest potrzebne, niech świadczą entuzjastyczne recenzje, jakie zbiera nasz najnowszy projekt, czyli kwartalnik „Trimarium” – mówi Józef Maria Ruszar, twórca i dyrektor Instytutu Literatury, w rozmowie z Elizą Tropke.

 

Niedługo Instytut Literatury skończy pięć lat. Gdybyś miał wskazać tylko jedną rzecz, dla której warto było otwierać nową placówkę kultury, to co by to było?

To byłbym w dużej kropce, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Bo brzmi ono tak jakbyś pytała: „Które dziecko kochasz najbardziej”? By jednak na nie odpowiedzieć, zacznę od najmłodszego dziecka Instytutu Literatury, czyli „Trimarium”. To właśnie ono sprawia, że nie mam ochoty przejść na emeryturę.

Czym jest „Trimarium”?

Międzynarodowym kwartalnikiem naukowym, który zajmuje się historią i literaturą 12 krajów z tzw. Trójmorza. Pomysł na założenie pisma narodził się po wybuchu wojny w Ukrainie, kiedy uświadomiliśmy sobie, iż dawne demoludy, czyli kraje leżące w Europie Wschodniej i Środkowej, nie do końca znają swoich sąsiadów. W czasach sowieckich istniała bardzo sformalizowana przyjaźń, która wiadomo jak wyglądała. Natomiast po 1989 roku wszyscy zachłysnęli się Zachodem. To było naturalne i wciąż jest, jednak nie może być też tak, że wykształceni Polacy nic nie wiedzą na przykład na temat literatury rumuńskiej. Jeżeli poprosilibyśmy kogoś z naszej elity humanistycznej, kto naprawdę ma szerokie horyzonty i dużo czyta, by wymienił współczesnych pisarzy i dzieła litewskie, słowackie, rumuńskie, węgierskie, to miałby z tym problem. No może poza wymienieniem pisarzy czeskich. Podobnie dzieje się w wypadku historyków, którzy nie do końca orientują się, jak niektóre zagadnienia, choćby związane z kształtowaniem granic po I wojnie światowej, wyglądają z perspektywy naszych sąsiadów. I mam nadzieję, że „Trimarium”, w którym pracuje międzynarodowa redakcja, to zmieni.

Dlaczego pismo wydawane jest w języku angielskim?

Ma to podwójne znaczenie. Po pierwsze oddajemy głos nie tylko polskim uczonym, ale też badaczom z innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, a angielski jest ogólnie znanym językiem. Po drugie chcemy, żeby nasz głos docierał do naukowców na całym świecie, by poznali nasz punkt widzenia. Teraz my opowiadamy im o sobie, tak, by zrozumieli naszą tożsamość. Ponieważ chcemy dotrzeć do jak największej ilości czytelników, wydajemy „Trimarium” nie tylko w papierze, ale też w wersji elektronicznej. Znajduje się ona na platformie przeznaczonej dla światowych czasopism naukowych OJS https://ojs.trimarium.info/trimarium/index Można tam nasze pismo przeczytać za darmo.

Na pomysł wydawania kwartalnika wpadliście w Instytucie rok temu, a już niedługo do rąk czytelników trafi jego drugi numer. To bardzo szybko, jak na ten rodzaj pisma.

Mogliśmy to zrobić w takim czasie, ponieważ od pięciu lat wydajemy tłumaczenia polskich książek na języki obce i mamy wiele kontaktów. Ukazało się już kilkadziesiąt tomów tłumaczeń. Najwięcej po rumuńsku i ukraińsku. Jeszcze do niedawna sporo wydawaliśmy też publikacji w języku rosyjskim, ale od czasu agresji tego kraju na naszych sąsiadów, przestało to być możliwe. Ukraina jest w tej chwili najważniejszym dla nas kierunkiem, ponieważ w polskich szkołach jest obecnie wielu, pochodzących stamtąd uczniów. Jeżeli młodym Polakom z trudnością przychodzi zrozumienie „Dziadów” Mickiewicza, to młodzi Ukraińcy mają dodatkowo jeszcze kłopoty językowe. By ułatwić im czytanie tego dzieła, Instytut przygotował online „Dziady” po ukraińsku. Poza tym Ukraińcy ze swojego systemu edukacyjnego wyrzucili bardzo dużo klasyki rosyjskiej, w związku z czym w tamtejszych szkołach zrobiło się miejsce dla polskiej literatury. To skutkuje zbliżeniem naszych narodów także na tej płaszczyźnie.

Czy ukraińscy czytelnicy mają dostęp tylko do naszej klasyki czy także do literatury współczesnej?

Stawiamy zarówno na klasykę, jak i na obecnie powstające utwory. Ostatnio po ukraińsku ukazały się „Treny” Jana Kochanowskiego, a także antologia naszej najnowszej poezji.

Po wybuchu wojny w Ukrainie działacie nie tylko w sferze literatury, ale też pomagacie naszym sąsiadom w innym sposób.

Przede wszystkim zapraszamy do nas na rezydencje ukraińskich literatów, literaturoznawców, tłumaczy, ale też artystów zajmujących się innymi sztukami, jak muzyków, malarzy czy rzeźbiarzy. Zapewniamy im mieszkanie i utrzymanie. Mają dzięki temu możliwość pracy w Polsce. Na przykład jedna z uznanych ukraińskich pisarek, która przyjechała do nas zimą, nie miała w swoim domu ogrzewania, a prąd wyłączano jej co parę godzin, w związku z czym nie działał jej komputer. Mogła u nas przez trzy czy cztery miesiące posiedzieć w cieple i w spokoju skończyć książkę.

Jednak podstawowym zadaniem Instytutu Literatury jest działalność wydawnicza. Jakbyś stanął w swoim gabinecie przed biblioteką, w której od sufitu do podłogi ustawione są wydane albo współfinansowane przez was książki, to którą byś wybrał?

Pewnie jeden z tomów serii Biblioteka Krytyki Literackiej. Jest ona ważna dla mnie osobiście, jako dla historyka literatury, ale też z powodu tego, że ukazuje się w dużym nakładzie, wynoszącym aż 7 tysięcy egzemplarzy. Razem z czasopismem „Nowy Napis” i innymi naszymi publikacjami, wchodzi w skład tak zwanych pakietów, które raz na kwartał trafiają do szkolnych bibliotek. Są to opracowania dotyczące najważniejszych polskich pisarzy i ich dzieł.

Dla kogo te pakiety są przeznaczone? Dla uczniów czy dla nauczycieli?

Wiem, że bardziej zainteresowani uczniowie po nie sięgają, ale przede wszystkim przeznaczamy je dla nauczycieli. Są one im bardzo pomocne, gdyż tak naprawdę nie ma dobrego podręcznika do literatury polskiej po 1945 roku, uwzględniającego literaturę emigracyjną. Jak wiadomo, przez prawie pół wieku istniały dwie polskie literatury – ta wydawana w kraju w dużych nakładach, która była cenzurowana przez komunistów, i ta tworzona przez pisarzy na emigracji, która nie miała szansy docierać do kraju. Te ostatnie książki funkcjonowały w kilku, może kilkudziesięciu egzemplarzach i znali je tylko wybrani. Dlatego przypominamy zapomnianą dziś twórczość emigracyjnych pisarzy. To są wydania edukacyjne, z bardzo porządnym wstępem i przypisami, ponieważ współczesny czytelnik wielu rzeczy już nie rozumie. Ostatnio w tej serii ukazały się znakomite „Szkice piórkiem” Andrzeja Bobkowskiego, które są dziś już właściwie zapomniane, a to jedna z najlepszych książek XX wieku. W takiej formie ukazała się również na przykład „Sól ziemi” Józefa Wittlina, ale także „Orfeusza w piekle XX wieku” i jego nieznane eseje, które wydaliśmy w czterech obszernych tomach. Opublikowaliśmy też wiersze Kazimierza Wierzyńskiego, niesłusznie zapomnianego poety rangi Herberta czy Miłosza. Kolejna nasza seria to szkice literackie, w ramach których ukazały się choćby teksty Jana Błońskiego, Andrzeja Kijowskiego, Tomasza Burka, Macieja Urbanowskiego. To są opowieści mistrzów o polskiej literaturze ostatnich 70 lat, napisane pięknym językiem.

Książki te wchodzą do Kanonu Polskiego, który stworzył Instytut i w ramach którego wydał już ponad 100 pozycji.

To dopiero początek, bo zaplanowaliśmy publikację prawie 300 tomów. Są to najważniejsze dzieła naszej literatury drugiej połowy XX wieku. Ale nie tylko. W ramach Biblioteki Pana Cogito ukazują się także pozycje cięższego kalibru, przeznaczone dla świata akademickiego i będące na przykład zbiorowymi pracami, powstałymi po konferencjach naukowych poświęconych jakiemuś pisarzowi, albo pracami doktorskimi czy habilitacyjnymi.

A w jaki sposób wyłaniacie współczesnych pisarzy, którzy zasługują na uwagę?

Robimy to na drodze konkursów literackich. Największym jest „Nowy Dokument Tekstowy”, w którym przyznawane są nagrody w trzech kategoriach: proza, poezja i dramat. Jaka jest tego skala, świadczy niedawno rozstrzygnięta kolejna edycja tego konkursu, na który samych dramatów nadesłano ponad 120. Książki laureatów z każdej kategorii zostają przez Instytut wydane. Chyba że autor ma już wydawcę, to wtedy dofinansowujemy publikacje jego utworu. Fragmenty nagrodzonych i wyróżnionych tekstów publikujemy też w naszym kwartalniku „Nowy Napis”. Poza tym organizujemy sporo konkursów dla młodych, dopiero debiutujących autorów, takich jak „PODAJ FRAZĘ” czy „SNUJ STORY”.

Wspomniałeś o dofinansowywaniu książek. Dzięki waszemu wsparciu w różnych wydawnictwach ukazuje się sporo dzieł literatury najnowszej. Jak to działa?

Jeżeli zgłasza się do nas autor niekomercyjnej literatury i mówi, że ma wydawcę, to jesteśmy w stanie dofinansować jego książkę. Ale tylko pod warunkiem, że ustalona przez nas kwota będzie stanowiła jego honorarium za to konkretne dzieło. Dopiero resztę sumy oficyna może przeznaczyć na wydanie książki. Dotyczy to również tłumaczy.

Wynika z tego, że trzymacie stronę autorów.

Bo od tego jesteśmy. W Polsce żyje kilka tysięcy pisarzy. Tylko nieliczne osoby są w stanie utrzymać się ze swojej twórczości. Większość autorów gdzieś pracuje i pisze po godzinach. Szczególnie poeci nie mają najmniejszych szans zarabiania na swoich wierszach, więc oni wymagają szczególnego mecenatu państwa.

Był on bardzo potrzebny w trakcie pandemii. Jaką rolę odegrał w tym Instytut Literatury?

Wystąpiliśmy do rządu o specjalną dotację, która stała się tarczą chroniącą literatów. Oni przed pandemią dorabiali sobie na spotkaniach autorskich w bibliotekach czy innych ośrodkach kultury. W czasie lockdownu było to niemożliwe. Staraliśmy się więc jakoś zrekompensować im te braki finansowe. Dostaliśmy na to niemałe pieniądze. W tej chwili przeznaczamy je na wsparcie dla literatury niekomercyjnej, o której przed chwilą rozmawialiśmy. Mówimy o pieniądzach rzędu 3 milionów rocznie!

Literatura nie istnieje w próżni, wymaga omówienia i zarekomendowania jej czytelnikom. Jakie teksty ukazują się w waszym kwartalniku „Nowy Napis”?

Bardzo różne, nie ustawiamy się po stronie takiej czy innej stylistyki, takiego czy innego nurtu. Nasze czasopismo jest eklektyczne z założenia, gdyż jesteśmy od promowania twórczości literatów, a nie jej selekcjonowania. Dzięki temu czytelnik zyskuje szeroki wgląd w to, co dzieje się obecnie w twórczości prozatorskiej, poetyckiej i dramatycznej. Wydajemy także internetowy tygodnik kulturalny „Nowy Napis”, w którym większy nacisk położony jest na recenzowanie dokonań pisarzy.

Czy Instytut zaprasza również czytelników na spotkania autorskie, które chyba najlepiej obrazują bieżące życie literackie?

Przed pandemią co roku organizowaliśmy kilkadziesiąt spotkań autorskich i to na terenie całego kraju. Konieczność izolacji sprawiała, że musieliśmy przenieść je do sieci. Ludzie przyzwyczaili się do tego, że, nie wstając z fotela, mogą uczestniczyć w spotkaniu z pisarzem. Streamingi są oczywiście wygodne dla odbiorców. My jednak pracujemy nad tym, by to zmienić. Uważam, że nic nie zastąpi osobistego kontaktu z autorem. I dlatego dalej będziemy zapraszać czytelników na takie spotkania. W ramach wsparcia literatury niekomercyjnej dotujemy nie tylko honorarium pisarza i wydanie książki, ale też jej promocję podczas wieczorów autorskich. W tym widzimy też ważny element naszej misji.

A gdybyś miał nieco szerzej spojrzeć w przyszłość, to jaką drogę planujesz na najbliższe lata dla Instytutu, który stworzyłeś od podstaw?

Priorytetem będzie dla nas promocja polskiej literatury za granicą. Skupimy się na wydawaniu przekładów naszych dzieł w sąsiednich krajach. I to dzieł współczesnych, które za granicą będą promować sami autorzy. Dzięki nawiązanym już licznym kontaktom, zwłaszcza w Europie Wschodniej, będzie możliwe organizowanie ożywionej wymiany literackiej, łącznie z festiwalem środkowoeuropejskim, do którego organizacji Instytut chętnie się przymierzy. Dużą rolę odegra w tym na pewno Biblioteka „Trimarium”, dzięki której nie tylko literatura, ale też książki historyczne będą tłumaczone na obce języki.

Czyli zatoczyliśmy krąg i wracamy do twojego najmłodszego dziecka. Ciekawa jestem jak „Trimarium” odbierane jest za granicą?

Wśród naszych sąsiadów widzę entuzjazm – okazało się, że nam wszystkim czegoś takiego brakowało. Mam nadzieję, że dobrze też pójdzie nam w świecie anglosaskim. I już tak się dzieje. Może o tym zaświadczyć list, jaki otrzymaliśmy zaraz po ukazaniu się pierwszego numeru od profesora Josha Zimmermana z Yeshiva University w Nowym Jorku. Napisał on, że artykuły z naszego pisma zamierza wykorzystać podczas wykładów i zajęć ze studentami, którzy interesują się naszą historią, a nie posługują się językiem polskim. Profesora Zimmermana nie znaliśmy wcześniej. Sam dotarł do „Trimarium” i wykorzystał je w sposób, jaki nam się marzył. Czy trzeba czegoś więcej do szczęścia?