Książka „Pluszowe małpy, loteryjki i poetka w szufladzie” to swego rodzaju przewodnik literacki, z którym można wędrować po miejscach bliskich poetce. Jego autorka, Anna Piątkowska opowiada o krakowskich i zakopiańskich adresach noblistki.

 

Magdalena Szumiec: W książce „Pluszowe małpy, loteryjki i poetka w szufladzie” zabierasz nas w podróż śladami Wisławy Szymborskiej. Zaczynasz od zaprezentowania miejsc, w których mieszkała poetka. Jaki był jej pierwszy krakowski adres?

Anna Piątkowska: Ulica Radziwiłłowska 29. Zamieszkała tutaj zaraz po tym, jak w wieku sześciu lat przeprowadziła się z rodzicami do Krakowa. Początkowo do Szymborskich należała cała kamienica, ale z biegiem czasu ta przestrzeń się zmniejszała. Mimo tego matka poetki, jak i starsza siostra Nawoja, mieszkały tam do końca życia. Wisława, nawet jak się już wyprowadziła z domu, bywała w nim dosyć często. Przyprowadzała tam też znajomych na tzw. obiady czwartkowe. Pod tym określenie krył się proceder karmienia krakowskich literatów przez jej siostrę. Nawoja zresztą zawsze dbała o wikt Wisławy.

Gdzie Szymborska wyprowadziła się z Radziwiłłowskiej?

Do Domu Literatów, znajdującego się przy ulicy Krupniczej 22. Zamieszkała tam ze swoim mężem, Adamem Włodkiem. Ale nigdy dobrze nie wspominała tego miejsca, które nazywała kołchozem. Rzeczywiście, to było coś na kształt gęsto zaludnionego akademika, w którym toczyło się bardzo intensywne życie towarzyskie i o spokój było naprawdę trudno. Mieszkali tam najwięksi polscy pisarze tego okresu, same indywidualności, a tacy ludzie nie są bezkonfliktowi. Ale z drugie strony zawierano tam interesujące, literackie przyjaźnie. Jednak dla Szymborskiej, która lubiła być sama ze sobą, takie lokum musiało być trudne do zniesienia. Niełatwo było jej znaleźć miejsce i czas dla komfortowej pracy.

No tak, ale jednak tam pracowała.

Tak, udawało się jej to dzięki temu, że z mężem wyznaczyli godziny, kiedy można było ich odwiedzać. Była to pora tuż przed wyjściem na niedzielny obiad na Radziwiłłowską, dzięki czemu nikt nie mógł się u nich zasiedzieć. A tak naprawdę to całe literackie towarzystwo spotykało się przede wszystkim w stołówce, która znajdowała się na parterze kamienicy. Tę stołówkę można dziś nazwać czymś na kształt domu kultury, w którym miały swoje miejsce kluby dyskusyjne, spotkania literackie, ale też potańcówki. Wisława Szymborska w tym wszystkim uczestniczyła, choć w pewnym momencie już nie kryła, że jest zmęczona.

Udało jej się wyprowadzić do Krowodrzy, gdzie została do końca życia. Pierwsze mieszkanie, jakie dostała w tej dzielnicy, mieściło się przy ulicy Królewskiej 82 i nazywane było „Szufladą”. Dlaczego?

Tak określali je przyjaciele poetki, którzy w nim  bywali i nie bardzo mogli, ze względu na rozmiar, się w nim zmieścić. Dla niej to była oaza spokoju, choć składała się jedynie z kuchni, niewielkiego pokoju i łazienki. Urządzić się tam pomagała jej Adam Włodek. Nie byli już małżeństwem, ale do końca życia pozostali w przyjaźni. Włodek musiał dopilnować, by zrobiono na zamówienie meble, bo te dostępne na rynku w tak małym metrażu się nie mieściły. Za to dało się ustawić w nim potwornie niewygodne, drewniane zydelki, które miały zniechęcać gości do zbyt długich wizyt. Szymborska była do tych zydelków tak przywiązana, że zabierała je do swoich kolejnych mieszkań.

Na przykład do bloku przy ulicy Chocimskiej 19. Czy to mieszkanie było już większe?

Tak, choć miało też pewien mankament. Otóż znajdowało się na czwartym piętrze, a blok nie posiadał windy. Nie ułatwiło to życia dziennikarzom, kiedy poetka otrzymała Nagrodę Nobla. Musieli wspinać się na górę z kamerami, mikrofonami i całym niezbędnym sprzętem. Myśleli, że wynajęła je tylko na potrzeby tych spotkań, co oczywiście było nieprawdą. Ale i tak zaprzyjaźniona z Szymborską, pani profesor Teresa Walas mówi, że to mieszkanie było już prawdziwym apartamentem, składającym się aż z dwóch pokoi.

A niedaleko była ulica Lea i plac targowy, na którym Szymborska robiła zakupy. Czy dopiero po Noblu zaczęto ją tam rozpoznawać?

Była rozpoznawana w Krakowie jeszcze przed Noblem, choć nie tak ostentacyjnie jak później. Nikt jej jednak wcześniej nie prosił o autograf. Dopiero po przyznaniu nagrody popularność poetki wzrosła. Sama powtarzała czasami rozmowę, jaką podsłuchała na placu przy Lea, kiedy jedna pani zapytała drugą panią, czy spotkała już noblistkę. Kiedy usłyszała, że tak, chciała się dowiedzieć, co znajoma o niej sądzi? „E, bo ja wiem” – taką opinie na swój temat usłyszała stojąca obok pisarka, co ją szczerze rozbawiło. To miejsce było ważne jeszcze z jednego powodu. Gdy przecięło się je po skosie, można było dojść do mieszkania Kornela Filipowicza – największej miłości Szymborskiej.

Mieszkali tak blisko siebie, a jednak nigdy nie zdecydowali się na wspólny adres. Z jakiego powodu?

Byli parą, ale rzeczywiście nie mieszkali razem. Szymborska mówiła, że to byłoby śmieszne, gdyby każde z nich siedziało w swoim pokoju i uderzało w klawisze maszyny do pisania, skupione na swojej pracy. Wydaje mi się, iż decyzja o osobnych mieszkaniach wynikała też z tego, że poznali się jako osoby dojrzałe, ukształtowane. Byli już twórcami, którzy wypracowali sobie swoje własne rytuały związane z pisaniem. Dlatego też woleli mieszkać blisko siebie, a nie ze sobą. Byli jak dwa cwałujące obok siebie konie – tak określała ich związek Szymborska. Ale równocześnie prowadzili wspólne, bardzo bujne życie towarzyskie. Wielu ludzi przetaczało się przez jedno i drugie mieszkanie. To był czas loteryjek, które Szymborska zaczęła urządzać, czas grupy Biprostal. Należeli do niej zaprzyjaźnieni literaci, którzy mieszkali w pobliżu tego najwyższego wówczas w Krakowie budynku.

Kornel Filipowicz już nie żył, kiedy Szymborska przeprowadziła się na ulicę Piastowską 46. To było po otrzymaniu Nagrody Nobla. Czy ty tam byłaś?

Tak. Ostatnim mieszkaniem poetki opiekuje się obecnie Fundacja Wisławy Szymborskiej, prowadzone są w nim rezydencje literackie. Co jakiś czas mogą zamieszkać tam ludzie pióra. Zdarza się, że mieszkanie to jest udostępniane również innym osobom. Można je wynająć na weekend, żeby poczuć ducha Szymborskiej, choć nie wygląda ono dokładnie tak, jakby przed chwilą wyszła z niego poetka. Oprócz atmosfery, zostały tam tylko niektóre jej meble czy pamiątki, jak pluszowe małpy, które znalazły się w tytule mojej książki. Ścianę ozdabia jej wiersz. Kiedy mieszkała tam Szymborska, oczywiście nie było go tam. Taki wyraz megalomanii nie był w jej stylu, ale dziś  tworzy klimat tego miejsca. Wiele przedmiotów z tego mieszkania trafi do muzeum Wisławy Szymborskiej, które ma powstać w tym roku przy ulicy Radziwiłłowskiej, kilka kroków od kamienicy, w której mieszkała.

To będzie kolejne miejsce, do którego można będzie się wybrać, podążając jej śladami. Jakie jeszcze inne szlaki proponujesz swoim czytelnikom?

Jest ich w książce sporo, choć część miejsc się w niej nie znalazła. Nie chciałam wysyłać czytelników na przykład pod domy jej przyjaciół. Ale są tu za to miejsca, które pozornie nie wiążą się z poetką. Jak na przykład Gołębnik doskonale znany studentom polonistyki. Ona studiowała tam tylko kilka miesięcy, jednak miała na polonistyce mnóstwo znajomych i często tamtędy przechodziła, wracając do domu przy Krupniczej. Takim nieoczywistym miejscem, którego odwiedzenie proponuję również czytelnikom, jest poświęcona noblistce ławeczka na Plantach, ma której miło czyta się jej wiersze.

Warto to też robić siadając na jednej z ławeczek w Parku im. Wisławy Szymborskiej. W książce proponujesz też wyjazd do Zakopanego. Dlaczego to było dla niej tak wyjątkowe miejsce?

Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi do głowy, gdy myśli się o Szymborskiej i Zakopanem, to fakt, że właśnie w nim dowiedziała się o Nagrodzie Nobla. Tam musiała zderzyć się z tłumem dziennikarzy, którzy oczekiwali komentarz, tam musiała też wyjść ze swojego świata i stanąć w światłach reflektorów. Wydarzyło się to podczas jej pobytu w Domu Pracy Twórczej „Astoria”, do którego przyjeżdżała przez wiele lat. Po odebraniu nagrody zrezygnowała jednak z tego, mówiąc, że nie może odwiedzać już tego miejsca, bo tam dają Noble.  Od tego momentu zaczęła jeździć do willi „Halama”.

Zakopane było też ważne, kiedy była dzieckiem. Bywała tam jako mała dziewczynka.

Jej rodzice lubili przebywać na Podhalu, zresztą w Zakopanem się w sobie zakochali. Tam też przyszła na świat siostra Wisławy. Potem wysyłali już obie dziewczynki na Chramcówki, gdzie mieszkał ojciec chrzestny poetki, u którego spędzały wakacje. Choć przyszła pisarka nie przepadała za wyprawami górskimi, to w jednym z listów do mamy pisze, że zdobyła Orlą Perć.

Tak wysoko nie wysyłasz czytelników swojej książki. Zakopiańskiej adresy poetki, które podajesz, znajdują w dolinach. Polecam ich zwiedzanie z doskonałym literackim przewodnikiem, jakim są „Pluszowe małpy, loteryjki i poetka w szufladzie”.